Po wyjściu z pociągu na wejściu poirytowali mnie hindusi którzy patrząc na mnie widzą tylko dolary lub euro. W New Delhi każdy z riksiarzy ma obowiązek jeździć z włączonym taksometrem. Kilku z nich rzucało mi bajońskimi cena za dojazd do mojego miejsca przeznaczenia i żaden nie chciał jechać na włączony taksometr. Myśleli że jesteśmy picnikami:D Skurwy.....! Na szczęście konkurencja jest olbrzymia i po chwili znaleźliśmy tuk-tuka:) Zalogowaliśmy się w tybetańskiej dzielnicy w Wongdhen House, gdzie można odpocząć od nachalnych hindusów i zgiełku miasta. Jest uroczo, ludzie są życzliwi i uprzejmi. Do tego jedzenie jest pyszne, jak w Tajlandii, dużo, dużo mięsa:D
Niestety jesteśmy tutaj dzisiaj uwiązani bo czekamy na przyjazd Ali, Kasi, Sylwka i Roberta. Jutro zaczniemy zwiedzanie New Delhi!