Rano po zalogowaniu się w guest housie Lord Krishna na Main Bazar który przypominał trochę Ko San Road w Bangkoku, wynajeliśmy oldschoolową taksówkę i pojechali zwiedzać świątynie Lotosu i świątynie Laxminarayan-Birla Mandi.
Świątynia Laxminarayan-Birla Mandi wybudował bogaty przemysłowiec w 1938 roku. Świątynie poświęcono bogom Lakszmi i Naroyamie. Co ciekawie świątynia dostępna jest dla każdego członka społeczeństwa bez względu na pochodzenie.
Kolejnym przystankiem była świątynia Lotosu (Bahai Temple), świątynia wszystkich religii, która jest przykładem ultranowoczesnej architektury Delhi. Jest położona na wschód od Bramy Indii, która obejrzeliśmy z okna taksówki. Jest obecnie remontowana i jest cała obłożona rusztowaniem, więc nic specjalnego. Wracając do Świątyni Bahai Temple, o jej sławie świadczy fakt, że odwiedziło ją ponad 50 milionów osób. Świątynia należy do członków powstałego w XIX wieku ruchu religijnego wyodrębnionego z balizmu. Jej głównym założeniem jest istnienie religii bez struktur duchowieństwa oraz wyzbycie się form ceremoniałów.
Doskonale jest to zauważalne we wnętrzach świątyni, które pozbawione są symbolów religijnych. Dzięki temu, każdy kto przestąpi jej progi zgodnie z założeniami bahaizmu może się modlić i czuć jak u siebie w domu.
Po świątyni udaliśmy się na spacer ulicami Main Bazar, są to uliczki na których można kupić wszystko, począwszy od koszulki skończywszy na dywanie do salonu. Jest na niej również mnóstwo knajpek i restauracji.
W hostelu poznałem hindusa o imieniu Deepak, który prowadził tam kantor, pochwalił mi się, że kiedyś mieszkał przez pół roku w Rosji i tam nauczył się kilku słów po polsku, prowadził tam jakiś biznes, niestety nie przyzwyczajony do tamtejszych mrozów, dostał ciężkich powikłań po grypie i przez rok dochodził do siebie w Indiach. Poszliśmy do jego biura, kupiliśmy whiskey i pieczonego kurczaka, w między czasie zabookował nam również bilety do Agry i z Agry do Varanasi za symboliczną marżę. Przez cała noc korzystałem również z jego szybkiego internetu. Około 12 w nocy czasu Indyjskiego zeszliśmy oglądać mecz, Cała nasza ekipa była za Hiszpanią, dosiadło się do nas dwóch Holendrów, którzy byli dumni, że ich zespół gra w finale, nawet śpiewali z piłkarzami hymn. Niestety dla nich Hiszpania wygrała:)
O 14 czasu tutejszego wyjechaliśmy do Agry w której byliśmy około 17:)