Lipiec to nie jest najlepszy okres na trekking w Himalajach ze względu na porę monsunową i gęste chmury utrzymujące się w wyższych partiach gór. Ze względu na ograniczony czas i pogodę wybraliśmy się na trekking wokół doliny Katmandu. Wybraliśmy się taksówką do miasteczka Sundarijal oddalonego około 10-15 km od dzielnicy Thamel w Katmandu. Koszt tej taksówki powinien się zamknąć w 500 NIR czyli około 25 zł:)
Nie najlepszym pomysłem było wybranie się na imprezę Reggae i wypicie morza whiskey na kilka godzin przed pierwszym dniem trekkingu tym bardziej, że cały dzięn wspinaliśmy się w górę z 1000 na prawie 2500 m.n.p.m. Pokonaliśmy około 16 km. Naszym pierwszym przystankiem była mała wieś Chisapani z kilkoma lodgami. Dosyć mocno musieliśmy się namęczyć przez pierwsze godziny, żeby wypocić cały alkohol z naszej krwi.
Mijając kolejne domostwa było czuć przyjemny zapach gandzi unoszący się w powietrzu. Każdy tutaj ma Gandzię w ogrodzie, żyć nie umierać:) Po pięciu godzinach dotarliśmy na miejsce. Za lodgę, za 4 osoby zapłaciliśmy około 100 NIR czyli 5 zł, ale jest przyjęta niepisana zasada, ze tam gdzie nocujesz, również się stołujesz, Jedzenie było trochę droższe, ale wytargowaliśmy oczywiście rabat:)
Na miejscu poznaliśmy trzy sympatyczne Hiszpanki które właśnie przybyły z Nagarkot ze swoim przewodnikiem, za którego zapłaciły niemałe pieniądze bo około 50 USD za dzięń trekkingu. Trasy w Himalajach może nie są najlepiej oznaczone, ale bez przesady mapa i kompas wystarczą:)
W Chisapani, rozdałem tutejszym dzieciakom cukierki w ramach akcji "Uśmiech Dziecka", same chętnie pozowały do zdjęć, wręcz domagały się, żeby je im robić. Około 21 godzinie wszyscy poszliśmy spać. Na wysokości 2100 m.n.p.m temperatura w Lodgy spadał do około 12 stopni więc musieliśmy skorzystać z naszych śpiworów. Następnego dnia wybieramy się do Nagarkot