Wstałem rano około 8 i poszedłem pobiegać po plaży i popływać w morzu, wracając na śniadanie zostałem zaproszony przez gospodarza (mieli jakieś spotkanie rodzinne) do biesiadowania i picia whiskey od 9 rano ;), Whiskey nazywała się Super whiskey i miała tylko 20%, piliśmy ją z kieliszków zagryzając ją mango, po kilku kieliszkach przyszedł czas na śniadanie, jadłem pyszne bagietki z mięsem wieprzowymi. Po godzinie picia poszedłem do pokoju przynieść swoją butelkę, Lyuba z Samuelem jeszcze spali, a była już godzina 10 rano;)
Cały czas schodzili się koledzy gospodarza z wioski i dosiadali się do nas i zaczynali pić, nawet wnuczek gospodarza siadł mi na kolanach i zacząłem go karmić mango, około 11 Lyba zeszła z Samuelem z półpiętra, ja już byłem mocno wstawiony i przyszła pora na lunch, tym razem jadłem mięso węża z kluskami i suszone ryby, jeden z kolegów obiecal mi wieczorny połów ryb ale 10 min później odpadł i zasnął. Po 3 godzinach picia i jedzeni a udałem się na zasłużony odpoczynek na plaż, dochodziła godzina 13;)
Po drzewce udaliśmy się w trójkę do Monkey Baru gdzie wczoraj poznani znajomi grali w siatkówkę plażową, dołączyliśmy do nich. Ludzie pochodzili z różnych krajów, Francji, Niemiec, Szwajcarii, USA, Izraela, ale było widać, że Polska z Brazylią czyli ja i Samuel wymiata w siatkówkę.
Gra w siatkówkę w Monkey Island ma swoje zasady które są wyryte na drewnianej desce, są dosyć proste, drużyna przegrana kupuję drużynie wygranej piwo w barze, które spożywa się po każdym secie w wodzie, ostania osoba w wodzie idzie po piwo;), Tak zagraliśmy około 6 setów z czego połowę wygrała nasza drużyna;)
Poszliśmy dosyć wcześniej spać po intensywnym dniu, przyjąłem morze alkoholu a przecież na następny dzień czeka nas trekking przez pół wyspy na powrotny rejs do Sihanoukville;)